Moje trzy nogi

Moje trzy nogi

14.11.2015 15:56:08

W dzisiejszych czasach dużo mówi i pisze się o niepełnosprawności. Nie zawsze jednak jest tak, że niepełnosprawność oznacza całkowite uzależnienie od rodziny i najbliższego otoczenia. Zależy to zarówno od stopnia choroby jak i od samej niepełnosprawnej osoby. Takim przykładem, że człowiek mimo niepełnosprawności daje sobie w życiu radę może być p. Mariusz Urbanek młody chłopak mieszkający w Jankowicach Rybnickich, który urodził się z porażeniem mózgowym.


Lekarze i specjaliści dawali mu pięć lat życia „-ale widać Pan Bóg miał inne plany i dał mi jakąś ważną misję do spełnienia bym mógł pokazać ludziom ,że takie osoby jak ja umieją też godnie żyć ..śmieje się nasz rozmówca. Co prawda choroba spowodowała to, że chłopak mówi trochę niewyraźnie, ale nietrudno mu się kontaktować z innymi jak nie słowami to za pomocą gestów. Co ważniejsze swoim podejściem do życia pomaga innym pokazując, że choroba nie taka straszna. To właśnie dzięki uporowi i konsekwentnemu dążeniu do celu Mariusz skończył Informatykę i pracuje w Instytucie Współpracy i partnerstwa Lokalnego w Katowicach.

Mieszkańcom Jankowic i okolicy kojarzy się z trójkołowcem czyli takim specjalnym rowerem przystosowanym dla jego potrzeb. Rower ten jest też taką swoistą formą rehabilitacji młodego człowieka. Ojciec Ryszard matka Weronika i rodzeństwo wspierają młodego człowieka we wszystkich przedsięwzięciach i pomagają jak tylko umieją. Jak mówi Ojciec Mariusz to taki chłopak, który wszędzie da sobie radę chociaż lekarze nie dawali większych nadziei i mówili, że będzie roślinką i ma przed sobą tylko parę lat życia. Ja nigdy w to nie wierzyłem zawziąłem się ścisnąłem zęby i robiłem swoje pomagając synowi. Pracowałem na kopalni, chodziłem na drugie albo nocne zmiany, żeby rano wozić syna na rehabilitację. Potem kiedy już Mariusz miał operację i żona musiała zostać z nim w szpitalu to ja przez pół roku opiekowałem się pozostałymi dziećmi. Brakowało mi jak to mówią babskiej ręki ale cóż prałem, gotowałem, robiłem zakupy wspomina pan Ryszard.

– Czasami jest tak, że jakiś przypadek zadecyduje, że to co jest niemożliwe staje się możliwym. Tak było w przypadku Mariusza dodaje. Chociaż syn był cały czas rehabilitowany to jednak przełom nastąpił wtedy kiedy Mariusz dostał od cioci swój pierwszy dziecięcy trójkołowy rowerek. Uwielbiał jeździć nim po podwórku a potem już pod naszą opieką po pobliskiej ulicy i dalej po Jankowicach. Ja wtedy widziałem, że coś się zmienia, że syn jakby odżył miał więcej siły i częściej się uśmiechał. Jak upartym dzieckiem był Mariusz świadczy też fakt, że w wieku dziesięciu lat uparł się, że odstawi tabletki i wszystkie inne lekarstwa bo to jedynym jego lekarstwem jest rower. Było to wielkie ryzyko dla zdrowia chłopca i o dziwo Mariusz przestał chorować a Jego wypady na rowerze stawały się coraz dłuższe. Rodzice widząc jakie efekty daje mu jazda na rowerze, kupili mu nowy gdyż ten dziecięcy przestał wystarczać. Później Ojciec sam skonstruował mu taki trójkołowiec według swojego pomysłu. W sumie Mariusz jeździł nim dobre parę lat. Potem był następny rower i to taki, którym to Mariusz pojechał wszędzie tam gdzie tylko dało się wjechać ale i ten w końcu odmówił posłuszeństwa. Właśnie z tego powodu Mariusz zaczął się starać o nowy „zupełnie inny„ jak twierdzi chłopak. Przecież jako młody człowiek miał swoje marzenia a jednym z najważniejszych był zakup nowego specjalistycznego roweru i to takiego, który można poskładać i wsadzić do bagażnika samochodu. Taki rower jest jak mówi Mariusz jednym z niewielu sposobów na aktywną rehabilitację. To dzięki nim mogę się rozwijać i spełniać swoje marzenia. Co prawda każda taka wyprawa na takim trójkołowcu kosztuje mnie wiele wysiłku i wyrzeczeń ale jest to wspaniała przygoda umożliwiająca poznanie ciekawych miejsc i ludzi. Na starym zwiedziłem pobliskie Beskidy wjechałem nawet na Równicę. Było wiele nieprzewidzianych wydarzeń jak to, kiedy pojechałem z kolegą do Bielska by zdobyć Przegibek. Kiedy jechaliśmy przez centrum miasta zaczęły dochodzić do mnie dziwne odgłosy. Myślałem, że to hałas miasta ale kolega, który mi towarzyszył uświadomił mi, że to …szprychy w moim rowerze. Dopiero na postoju okazało się, że brakuje już kilku a obręcz stała się coraz bardziej koślawe. Mimo to podjęliśmy ryzyko i zaatakowaliśmy Przegibek. Cóż kiedy im było wyżej tym więcej szprych odpadało. Do celu brakło nam około kilometra niestety musieliśmy podjąć decyzję o przerwaniu ataku. Do domu wróciliśmy pociągiem. Od tego momentu minęło dziesięć lat a ja ciągle wspominam gorycz porażki, lecz od tamtych chwil Mariusz doskonale wie, że góry uczą pokory.

Marzenia jednak zostały i, żeby je zmienić na rzeczywistość postanowiłem działać. Chociażbym musiał poruszyć niebo i ziemię muszę wykombinować „swoje nogi na trzech kołach” wspomina młody człowiek. Udało mu się wytypować trzy firmy, które mogły zrealizować zamówienie tj. w USA, Niemczech i Czechach. Ze względów językowo-kulturowych oraz na samą bliskość Mariusz zdecydował się na tą ostatnią z tym, że sam wybór był poprzedzony kilkutygodniowymi przygotowaniami i analizą materiałów publikowanych przez tę firmę. Potem przyszedł czas na zbieranie funduszy na zakup oraz akcję promocyjną. Co prawda koszt „produktu” w wysokości około 16.500zł był dla samego zainteresowanego kwotą astronomiczną ale jak mówi – był taką swoistą ceną za poczucie wolności. Tematem Mariusza zainteresowała się p. Elżbieta Piotrowska Przezes OLIGOS-u, która to na profilu fecebooka nagłośniła całą sprawę. I tak to ruszyła lawina ludzi dobrej woli. Sam Mariusz nie jest w stanie powiedzieć ilu ich było świadomy jednak tego, że bez takich ludzi trójkołowiec byłby tylko marzeniem. Niektóre sytuacje związane ze zbiórką funduszy wyciskają łzy z oczu jak chociażby ta jak to pewna staruszka „dorzuciła” ze swojej skromnej emerytury 1 tys zł. W pamięci chłopaka utkwił też fakt kiedy to młoda para zamiast kwiatów weselnych zaproponowała gościom zbiórkę pieniędzy na ten cel. Takich sytuacji było dużo, dużo więcej. Pewni młodzi ludzie zgłosili się do Mariusza oferując zbiórkę pieniędzy wśród swoich znajomych. Wszystko odbyło się w ramach Akcji 1%. Nawet prasa lokalna dołożyła do tego swoją cegiełkę kiedy to na łamach gazet pojawiły się artykuły o Mariuszu. Są to tylko takie przykładowe sytuacje, które przyczyniły się do sfinalizowania kupna roweru a czas gonił. Sam Mariusz musiał dopracować szczegóły oferty i doprecyzować procedurę zakupu. A ja znałem tylko dwa słowa po czesku mówi. Wtedy to z pomocą przyszedł mi kolega Robert, który to kiedyś pomagał mi w zakupie części do starego roweru właśnie w Czechach. Znając moje ograniczenia fizyczne i wykorzystując języki czeski i angielski był tą właściwą osobą zwłaszcza, że jest konstruktorem maszyn. Ostatnim jednak najtrudniejszym etapem było „pogodzenie” względów formalnych dwóch źródeł: finansowania oraz zapłaty za zagraniczny produkt. Tutaj nieocenioną pomoc wykazało wspomniane już stowarzyszenie OLIGOS. Ze względów proceduralnych skorzystałem też z pomocy firmy BIKE-SYSTEM której bardzo dziękuję za wieloletnią współpracę – dodaje Mariusz.

Całkowity koszt roweru wyniósł 17.598 ,00 zł. To dzięki wsparciu i pomocy niejednokrotnie zupełnie obcych ludzi cała akcja o moje nogi skończyła się sukcesem. Dodam jeszcze, że jeden procent oraz darowizny były i są dalej gromadzone na koncie Stowarzyszenia Centrum Społecznego Rozwoju w Łaziskach Górnych. Od kilku lat prowadzę Akcję “Jestem Wasz Jedyny” gdyż bez tego nie była by możliwa moja dalsza rehabilitacja – podkreśla. Korzystam z niej gdy tylko nadarzy się sposobność. Pragnę też dodać, że tegoroczny styczniowy pobyt na turnusie rehabilitacyjnym nie byłby możliwy bez pomocy fejsbukowej Grupy Winilowej, która to na przełomie listopada i grudnia zorganizowała aukcję płyt. I to właśnie dochód z niej był przeznaczony na moją rehabilitację, zresztą podczas takich wypadów rehabilitacyjnych zdarzają i zdarzały się różne sytuacje niejednokrotnie dramatyczne – dodaje młody chłopak.

Jedną z nich zapamiętał szczególnie kiedy to wybiegł mu na drogę pies. Było ostre hamowanie, rower się wywrócił i nie obyło się bez siniaków. W samym rowerze trzeba było wymienić kierownicę – ale cóż mnie to wcale nie zraża bo ten rower to moje nogi na trzech kółkach – śmieje się Mariusz .Wspomina też pechowy wypad do Ustronia kiedy to jak przypuszczał trafiła mu się idealna pogoda do wspinaczki. Im jednak wjeżdżał wyżej tym niebo stawało się ciemniejsze a On sam miał wrażenie, że zbliża się do piekła. Piął się jednak dalej mając nadzieję, że jak już będzie na szczycie to słonko wyjrzy za chmur. Niestety jak to w górach pogoda zmieniała się z minuty na minutę. Zaczęło lać jak z cebra a temperatura spadła o kilka stopni. Szukając jakiegokolwiek schronienia trafił do Gospody, gdzie dzięki bezinteresownej pomocy personelu uratował się przed bardzo bolesnymi konsekwencjami zdrowotnymi. -A jednak są dobrzy ludzie na świecie – dodaje Mariusz bo to właśnie obsługa lokalu zorganizowała mi bezpieczny transport do bazy noclegowej -. Nie wszystkie jednak wypady Mariusza kończą się w ten sposób . W 2013 roku przejechał ponad 2 tys. kilometrów. Co do turnusów rehabilitacyjnych to te są takim motorem do dalszej walki z niepełnosprawnością młodego człowieka bo trzeba wiedzieć, że Mariusz nie usiedzi na miejscu. Jak tylko ma chwilę wolną od zajęć czy też zabiegów zwiedza miejsca, które dla ludzi zdrowych mogą być nieciekawe. Młodzi ludzie myślą tylko o tym jak by się wyszaleć po co im parki, jakieś kościoły czy stare zapomniane dworce jak można pójść na dyskotekę. W przypadku Mariusza takie wypady są po prostu bezcenne to takie zrealizowanie planów, które sam sobie wyznaczył to spełnienie marzeń dzięki którym czuje się wolny. Poznaje nowych ciekawych ludzi nawet udało mu się zrealizować jedno z marzeń jakim było objechanie jeziora Sarbsko na trójkołowym rowerze. Cała ta wycieczka zakończyła się po ośmiu godzinach i przejechaniu czterdziestu kilometrów ale to co zobaczył i doświadczył nie da się opisać w kilku zdaniach. W tym roku w czerwcu pojechał też z nowym składanym rowerem z ukochaną Kobietą na turnus rehabilitacyjny do Ośrodka w Łebie. Pomimo tego, iż miał tam standardowe zabiegi takie jak krioterapia, masaż, tenis to jednak wyjazd ten był zupełnie inny. Mówiąc słowa zupełnie inny mam tu na myśli to, że udało mi się zamienić wózek inwalidzki na specjalistyczny trójkołowy rower – dodaje nasz rozmówca. To wszystko osiągnął dzięki uporowi którego celem było załatwić sobie „nogi”. Teraz cieszy się podwójnie bo zwyczajni ludzie mają tylko dwie On za to o jedną więcej tyle, że na kółkach. A najbliżsi jak to zwykle bywa chociaż są pewni, że Mariusz wszędzie da sobie radę martwią się o swojego syna o którego tak walczyli i którego kochają tak jak pozostałe swoje dzieci

Autor: Regina Sobik
foto pochodzi z albumu Mariusza Urbanek
Źródło: http://slonskoziymia.slonskogodka.com/2015/11/13/moje-trzy-nogi/