Na rowerze do Rzymu
Artur, Daniel oraz ich tata Antoni Mazurek dotarli na rowerach do Rzymu, przemierzając Czechy, Austrię i Włochy. Licząca 1770 km, trwająca 3 tygodnie podróż, wybrukowana przygodą, pasją, zmęczeniem, widokami pasma Alpejskiego, gór Apenińskich, Morza Adriatyckiego, Toskanii, Wenecji, historycznych budowli, to tylko szczypta esencji rowerowej wyprawy. Zadaliśmy kilka pytań uczestnikom wyprawy …
Podróż do Rzymu za Wami – co było w niej najciekawsze?
No cóż, szczerze powiedziawszy ciężko określić to jednym słowem gdyż było wiele sytuacji, rzeczy czy miejsc, które wywarły na nas największe wrażenie. Ale na pewno jednym z ciekawszych było 38km zjazdu w dół z Alp w stronę Włoch z przepięknymi widokami! To jest nasz absolutny rekord jazdy w dół! (śmiech)
zdj1. Czeskie Morawy do płaskich nie należały..
zdj2. 4 dnia jazdy przekroczyliśmy Dunaj.
Jak zrodził się pomysł na taką podróż?
Pomysł tkwił w głowie taty od dawna. On sam zawsze mówił że jego marzeniem jest dojechać do Rzymu na rowerze, tylko zorganizowanie takiej pielgrzymki eskapady nie jest wcale łatwe, a przede wszystkim zebranie zgranego i dobrego teamu nie należy do zadań najłatwiejszych, ale jak widać daleko towarzyszy szukać nie musiał! (śmiech). Ponadto z biegiem czasu, i innymi wcześniejszymi wyprawami, zdobywaliśmy doświadczenie w takim podróżowaniu, gdyż to nie pierwsza taka nasza podróż.
Zdj3. 5 dnia zaczęły się Alpy. Jak widać aura nie sprzyjała.
zdj4. Pogoda w Alpach zbytnio nie odpuściła, ale nawet i w tej aurze te góry mają swój urok.
Czy to pierwsza taka wyprawa rowerowa? Czy już macie podobne na swoim koncie?
Jak wspomniałem wyżej- nie pierwsza. Owszem mamy już na koncie podobne i zagraniczne i po Polsce także. W każdym razie ta była najdłuższa.
Zdj5. Granica Austriacko – Włoska. Okolice Tervisio. Ostatnie krople alpejskiego deszczu, i kolejno 38km w dół.
zdj6. W Tervisio w tym roku była meta 12 etapu Giro D’Italia z Langarone do Tervisio. Chłopaki mieli co naciskać pod górę z której myśmy zjechali.
Jaka była trasa Waszej wyprawy? Mieliście zaplanowany każdy dzień i nocleg?
Najprościej streścić ją można mniej więcej tak: wyjazd ze Świerklan w kierunku Svabenic w Czeskich Morawach, gdyż mieliśmy tam załatwiony nocleg na plebanii u ks. Jonczyka za co serdecznie mu dziękujemy! Kolejno kierowaliśmy się w stronę Austrii, omijając Wiedeń z lewej strony by mknąć w kierunku Włoch wzdłuż granicy Austriacko – Słowackiej, Węgierskiej oraz Słoweńskiej by dojechać przez Alpy do Villach i kolejno przekroczyć granicę z Włochami w okolicach Tervisio i kierować się na Wenecję. Później była Padwa, Rawenna, San Marino, Perugia, Asyż aż po Rzym, a pomiędzy tym całe mnóstwa miast, miasteczek i wiosek, które były cudne!
A co do noclegów to nie planowaliśmy praktycznie w ogóle gdzie i kiedy gdyż ciężko określić ile km w danym dniu damy radę pokonać. Mieliśmy jedynie ramowy plan gdzie mniej więcej, którego dnia powinniśmy się pojawić – chodzi tutaj np. czas na pokonanie jakiegoś odcinka, lub dojazd do granicy danego państwa.
Zdj7. Podczas zjazdu w tym miejscu rozbiliśmy obóz. Pierwsza noc we Włoszech i najpiękniejsze miejsce obozowe ze wszystkich spędzonych „na dziko”.
zdj9. Się uśmialiśmy! Daniel czuł się jak w domu!
Czy przygotowywaliście się jakoś specjalnie do takiej wyprawy?
Specjalnie wydaje mi się że nie. Zależy też co rozumieć pod słowem “specjalnie”…
Na rowerach jeździmy odkąd pamiętamy, także 2-3 tysiące kilometrów w sezonie (a to bardzo mało!) to dla nas można powiedzieć norma. To po prostu hobby. Przygotowania to oczywiście kompletowanie ekwipunku, rozplanowanie kto co wiezie, na ile to możliwe redukowanie wagi do jak najniższej itp. Ponadto oczywiście testy sprzętu czy wszystko wytrzyma, nic nie zacznie szwankować etc. – lecz to niestety ciężko stwierdzić przed wyjazdem, wady i niedociągnięcia wychodzą w przysłowiowym praniu. A jak się przygotowywaliśmy do jazdy to najlepiej wiedzą chłopaki z Ustawek Rowerowych u nas w gminie bo chyba razem pokonaliśmy najwięcej km! Czyli jak widać każdy może jechać! Pozdrowienia!
Zdj10. Pierwszy dzień na zwiedzanie. Dotarliśmy do Wenecji!
zdj11. Po morderczym podjeździe pod San Marino i najgorętszym dniu (w cieniu ponad 30*C) widoki były piękne!
Ile kilogramów bagażu zabrał każdy z Was?
Nie ważyliśmy rowerów i ekwipunku przed wyjazdem. Dlaczego? Sami nie wiemy. Grunt to zabrać najważniejsze i najpotrzebniejsze rzeczy by nie wieźć zbyt wiele. Daniel nie wziął nawet kostki Rubika! Czego potem żałował (śmiech). W każdym razie każdy wiózł coś w granicach 25-30kg.
Zdj12.
zdj13. Toskania jest przepiękna..
Ile najwięcej kilometrów udało Wam się przejechać w jeden dzień?
150km w dzień 3. W tym dniu przekraczaliśmy też granicę z Austrią. Było płasko jak naleśnik!
Zdj14. Toskania..
Co sprawiło Wam najwięcej trudności?
Zdecydowanie pogoda w Alpach Austriackich. Przez 6 dni na tym terenie, wysoko w górach prawie non stop padało. Wszystko było przemoczone łącznie z namiotem. Jedynie to co pozostało suche to ubrania spakowane do sakw firmy crosso – nie do przebicia! (Pozdrawiamy producentów i polecamy wszystkim!). Tam też pojawił się moment zwątpienia, ale szybko żeśmy się wszyscy wzajemnie zmotywowali i poszło dobrze! Do tego możemy też dodać podjazdy w Apeninach, np. pod Perugię. Nie są to tak długie podjazdy jak w Alpach, ale za to niesamowicie strome. 12% to była norma. Ale bywały i stromsze.
Zdj15. Nawet mapy google i gps czasem zawodzi!
Czy to kosztowne podróżowanie?
Z pewnością tańsze niż All Inclusive we Włoskich kurortach (śmiech). Jeszcze raz podkreślę że była to pielgrzymka, co za tym idzie – nie nastawialiśmy się na luksusy, hotele, obiady z restauracji itd. Zupki chińskie, kiełbaski, i jajka – to się pojawiało w naszym wykwintnym menu najczęściej. Kuchenka gazowa, którą mieliśmy w zimne i mokre dni niemal nas ratowała!
Reasumując nie jest to na pewno drogie podróżowanie, ale do NAJtańszych też nie należy.
zdj16. Dojeżdżamy do przedostatniego punktu naszej wyprawy czyli do Asyżu!
Co jest w takiej podróży najfajniejsze?
Przygoda i ciągłe niespodzianki czyhające na nas prawie każdego dnia. Wspaniałe widoki w Toskanii, napotkani ludzie na naszej drodze, i przede wszystkim fakt że jadąc rowerem przez miasta, miasteczka i wioski widzimy to jak tam żyją ludzie i jak piękne to są tereny! Do tego jeszcze satysfakcja że pokonaliśmy 1770,5km w 89,5h z ekwipunkiem i czasami pod mordercze wzniesienia bez schodzenia z rowerów. No i oczywiście spotkanie z Ojcem Świętym Franciszkiem na Placu Św. Piotra w Rzymie niemal ramię w ramię.
zdj17. Po 1770,5 km jesteśmy na Placu Św. Piotra!
zdj18. Spotkanie z Ojcem Świętym!
Macie już kolejny pomysł na wyprawę rowerową?
Pomysły były są i będą. Nie będziemy mówić o nich głośno 😉
zdj19. Po 25 dniach pełnych przygód Airbus A320 lini lotniczych Wizz Air wyniósł nas i nasze rowery na 12tys. metrów nad ziemię i po półtorej godziny w powietrzu wylądowaliśmy w Katowicach!
Artur, Daniel i nasz tata Antoni Mazurek!